piątek, 18 stycznia 2019

Pasażerka - Alexandra Bracken | Co o tym myślę?


Pogadajmy chwilkę o "Pasażerce" Alexandry Bracken, o jej przepięknej okładce, o niesamowicie dobrze rozwiniętych postaciach i wątkach oraz o zakończeniu, które wywołało zdziwienie, złość i niemalże w pewnym momencie doprowadziło mnie do łez. Zgoda? Ale! Zanim zacznę psuć wam radość z czytania zdradzając wydarzenia z książki...

Pierwszy raz usłyszałam o niej zaraz po premierze, lub może nawet i przed. Sama już nie pamiętam. W internecie głośno było na temat tej książki głównie za sprawą Amerykańskiego 'Booktube', gdzie każdy opowiadał o tym jak to nie może doczekać się premiery, chciałby już ją przeczytać lub nawet już to zrobił. Nakręcili falę zainteresowania tą książką, która nie ominęła również mnie. 
Problem w tym, że lista książek które zwlekają na mojej półce, czekając na swoje pięć minut była i nadal jest przytłaczająco długa. Powiedziałam sobie 'nie'. Tak jak pewnie większość z was, chciałam być dobra, powstrzymując się od zakupu kolejnych książek. No i co? Standardowo. Nie udało się. Przy pierwszej okazji pobytu w Polsce, kupiłam. Nie oznaczało to jednak, że przeczytałam ją odrazu. Niee, nie ma tak dobrze. Leżała sobie na półce i w sumie nadal leży, zupełnie nietknięta. Kiedy w te Święta sprezentowano mi e-reader'a Kindle, pomyślałam, że to w końcu dobry moment żeby się za nią zabrać. No i tak po ponad roku, na 'Pasażerkę' przyszła kolej :)

Jeśli nie dokończyłeś jeszcze książki, radzę nie czytać dalej. 

Kiedyś słyszałam, szczerze mówiąc sama nie wiem gdzie, że u Alexandry Bracken z pomysłami na ciekawe historie i wątki sprawa wygląda całkiem nieźle, gorzej jednak jest jeśli chodzi o rozwijanie postaci. Być może coś źle usłyszałam, lub autorka mocno rozwinęła swoje umiejętności pisarskie, bo na brak wielowymiarowych i głębokich postaci podczas czytania Pasażerki marudzić nie mogłam. 
Tak na prawdę to każda, nawet ta najmniejsza i z pozoru nie istotna postać miała swój odrębny charakter, swoje własne cele i priorytety, dzięki czemu każda miała swój "głos". Pewnie zdarzyło się wam czytać książkę w której wszystkie postaci brzmią, mówią i myślą w ten sam sposób. W Pasażerce tego nie znajdziecie. 
Przykład? Etta, którą łatwo można było "zepsuć" pisząc ją jako księżniczkę do której z pomocą przybyć musi rycerz na białym koniu. Nicholas, który w najprostszym rozwiązaniu mógł stać się właśnie tym rycerzem, istniejącym tylko po to aby pomagać i towarzyszyć głównej bohaterce. Obie postaci mogły by być zależne od siebie, bez własnych ambicji oraz poprzedzających wydarzenia książki przeżyć. 
Wielkie brawa dla autorki za zbudowanie samodzielnie myślących postaci, które kiedy jest potrzeba, potrafią zareagować i wziąć sprawy w swoje ręce. To, za co najbardziej podziwiam Alexandrę Bracken, to fakt że napisała Ettę tak, że mimo okropnych okoliczności w jakich znalazła się nasza bohaterka, nie usiadła ona po prostu na podłodze, załamując ręce i z płaczem czekając aż ktoś przyjdzie ją uratować. W Pasażerce od samego początku widać inteligencję Etty, która w niewiedzy wyrzucona kilkaset wstecz, sama próbuje rozwiązywać narastające problemy i zmierzać się z wyzwaniami ery w której aktualnie się znajduje, nie tracąc przy tym swojego charakteru i nie zapominając kim tak na prawdę jest. 

"Nie dbam o to, co pomyśli o mnie ktoś, kto osądzi mnie według swoich standardów - powiedziała Etta. - A już zwłaszcza ktoś, kogo pewnie nigdy już nie zobaczę."

Nicholas, och Nicholas. Facet idealny. Być może mój 'typ' mężczyzny to facet z osiemnastego wieku, bo właśnie tacy kradną moje serce w książkach najszybciej. 
Nie myślcie sobie że Nicholas to koleś bez wad. O Nie, nie. I to właśnie to, co mi się w nim podoba. Nie jest po prostu kolejnym facetem który na widok ładnej dziewczyny rzuca wszystko, ogłaszając wszem i wobec, że da jej gwiazdkę z nieba jeśli tylko będzie tego chciała. Nie, Nicholas mimo niemalże natychmiastowego zauroczenia Ettą, podchodzi do niej z rezerwą, nie padając przed nią na kolana. Nicholas wie czego chce od życia i z uporem dąży do zrealizowania swoich celów. Nie zmienia się to przez większą część książki, mimo rozwijających się uczuć między nim a Ettą. 
Kurdę, ten chłopak tak bardzo pragnął dostać to czego chciał, że ukrywanie prawdy przed Ettą nie było dla niego ogromnym problemem. 

"Uważam, że należy obrać cel i do niego dążyć, nie zaś, że cel powołuje człowieka do czegokolwiek."

Bardzo urzekła mnie relacja między głównymi bohaterami. To, jak Etta z odwagą na każdym kroku stawała w obronie honoru Nicholasa, nawet kiedy on sam tego nie chciał. To, jak Nicholas bez wahania był gotów rzucić się w niebezpieczeństwo, tylko po to żeby uchronić Ettę. To, jak mimo swoich oczywistych różnic, wzajemnie wyciągali z siebie to, co najlepsze oraz to, że jak sama Etta powiedziała, byli 'partnerami' w swoich przygodach. Romans między tymi postaciami rozwijał się naturalnie, swoim tempem. Nic nie było wymuszone ani przesłodzone. Znów, tylko pogratulować autorce napisania bardzo dojżałych postaci. 

Pasażerkę przeczytałam mega szybko. Nie dlatego, że chciałam jak najszybciej tę książkę skończyć, ale dlatego, że jest ona po prostu dobrze napisana. A kiedy w książce akcja dzieje się szybko, w dodatku jest wciągająca i dobrze przemyślana, to słowa praktycznie czytają się same. Nie było nudno nawet przez minutę, lecz spokojnie, nie pojawiają się tam wybuchy bomb, bijatyki i porwania na każdym kroku. Jest spokojniej, ale nadal ciekawie. Im bliżej końca, fabuła staje się coraz bardziej intrygująca. Czy uda im się pokonać czas? Czy znajdą odpowiedzi na wszystkie pytania? Czy Etta w końcu dowie się czegokolwiek na temat swojego pochodzenia? Czy uda sie im uratować Rose i Alice? Co będzie dalej z Ettą i Nicholasem? Tyle pytań! 

Jeśli chodzi o zakończenie, muszę przyznać, że zaskoczyło mnie totalnie. W ogóle nie spodziewałam się, że wszystkie wydarzenia kilkanaście lat wcześniej wymyśliła sobię matka Etty, robiąc wszystko tak, aby jej córka podążała szlakiem który ona wyznaczyła. Kto by w ogóle pomyślał, że matka jest w stanie aż do takiego stopnia zmanipulować swoje dziecko? Sama nie do końca wiem, co myślę na ten temat. Z jednej strony mam ochotę iść przywalić Rose patelnią w głowę, za to przez co przejść musiała przez nią Etta. Z drugiej strony, rozumiem dlaczego to zrobiła, a fakt, że jest niesamowicie silną kobietą której nie jest w stanie stłamsić żaden facet sprawia że jestem pod wrażeniem i mimowolnie zaczynam ją lubić. 

Ah, ciężko. 

Uwielbiam książki które zaskakują. Pasażerka definitywnie jest jedną z nich. Czy sięgnę po drugą część? Na pewno. Zbyt dużo pytań pozostało bez odpowiedzi, abym mogła odpuścić sobie drugi tom. Przeczytam, a potem napiszę wam co o tym myślę. :)

1 komentarz :